Parę dni temu przeniosłam się w inny wymiar rzeczywistości. Wulkan, do którego dotarłam, zatopiony jest w rozległym morzu lawy i zastygniętego pyłu wulkanicznego. Jednolity krajobraz, porównywalny z księżycowym, zmienia się nagle po dotarciu do zbocza wulkanu, poraża on swoją wielkością, kiedy nagle naszym oczom ukazuje się potężna skalna ściana z głębokim obszernym kraterem z poszarpaną krawędzią. Wrażenie jest podobne do wyimaginowanej sytuacji kiedy otwieracie drzwi swojego mieszkania i okazuje się, że zamiast klatki schodowej, jest tam ocean. Moja percepcja nie nadążała za rzeczywistością, nie wiedziałam gdzie skierować wzrok, chciałam ogarnąć cały obraz jednoczesnie, plan ogólny i detale, wszystkie kierunki, co jest oczywiście niemożliwe. Wrażenie wywołało efekt wszechkierunkowego oczopląsu i zaburzeń widzenia.
Wspięłam się na najwyższy punkt wulkanu, stanęłam na krawędzi i poczułam jego energię jeszcze mocniej. Widok otwartego krateru pozwala wyobrazić sobie jego siłę w okresie aktywności. Adrenaliny dodawał fakt, że krawędź krateru wysuwa się lekko nad przepaścią, a kamienista i żwirowa nawierzchnia odkrywa czasem swoje szczeliny i jamy. Wzruszyłam się. Z jednej strony to poczucie lęku wysokości a z drugiej poczucie potęgi ziemii. Wspaniałe uczucie :)
Szacunek dla Ziemii! Pozdrawiam!
To prawda ja również byłam nad wulkanem ;-) Było to przepiękne przeżycie jak dla mnie. Pozdrawiam i gratuluję odwagi
OdpowiedzUsuńPani Madziu, jeszcze raz dziękuję, że przepiękną podróż po Lanzarote, nie Lanzarotte :))). Wiem co to syndrom Stendhala, bo sama go doświadczyłam - we Florencji. Jetem w trakcie przeglądania Pani bloga. Zainteresował mnie, bo i pobyt na L. tak niedawny. Ze zobowiązania wywiążę się. Krystyna, czyli na You Tube Supertymin.
OdpowiedzUsuńPani Krystyno! Dzieki takim osobom jak Pani, uwielbiam ta prace! Dziekuje!!! Tez przegladam kanal na youtubie i czekam na relacje z Lanzarote! :) Cieple pozdrowienia z wyspy!
OdpowiedzUsuń